maddox

czyli jakiego imienia nie mozna w Polsce zarejestrowac

poniedziałek, kwietnia 27, 2009

ogródek

soniusia spędza wolny czas w ogródku, siedząc na murku i gapiąc się. towarzyszy jej kotek i dzidzia, którymi sonia się zajmuje.
sonia z kotkiem
sonia z kotkiem i lalą

piątek, kwietnia 24, 2009

minął tydzień

wszystkie normalne nudy oraz standardowe wzloty i upadki.
przedszkole.
basen.
ogródek.
rower.
badanie słuchu [wyszło, że jednak słyszę, tylko ta alergia -> ale fajnie było zaglądać do własnego ucha głęboko glęboko, a potem do nosa i gardła - przez ten sam nos... ciekawostki! i dali mi cukierki, wziąłem sobie na drogę].
praktyka sanitariusza [sonia zaliczyła ścianę, więc asystowałem przy opatrywaniu pacjenta -> wiele się nie narobiłem, ale zawsze parę razy przebiegłem się do kuchni po gazik albo ręczniczek; zdecydowanie byłem w pogotowiu].
dziura w glowie
dziura w scianie
znalazł się Pan Kuleczka i słuchamy go na dobranoc. nawet sonia umie już obsługiwać MOJĄ zaawansowaną wieżę [więc jak wstaje o 6 rano, to puszcza bajkę...ja wciąż spię!]

sonia się wpakowała do mojego łóżka

sobota, kwietnia 18, 2009

gruszeczka

dzisiaj była ekskursja do gruszeczki, gdzie pięknie biegaliśmy i było prawdziwie wakacyjnie. tylko biedna wega musiała siedzieć przywiązana do drzewa, ale jak odjeżdżalismy, to pozwoliłem wujkowi ją odwiązać. bo cały czas miałem na uwadze fakt, że wujek robi nam wielką przysługę, nie pozwalając wedze nas pogryźć, ale w sumie to było mi jej żal, że siedzi taka przywiązana... tylko sonia nie bała się wegi.



















srogi ojciec:

piątek, kwietnia 17, 2009

wspólna sypialnia

dobrze nam idzie wspólne mieszkanie, tylko dzisiaj sonia mnie obudziła: "Niniuś, chcę do mamy". więc jej powiedziałem:
"sonia, spróbuj sobie otworzyc drzwi (bo były zamknięte wtedy). sonia powiedziała później: "niniuś, nie umiem..."
ja jednak nic nie zrobiłem, nie otworzyłem soni drzwi, bo jeszcze leżałem w moim ciepłym łóżeczku...
bywa, ze sonia trochę mnie budzi po nocach [bywa, ze ja ją], ale chyba już się powoli przyzwyczaja do mojej obecności i niekoniecznie MUSI leżeć ze mną w jednym łóżku -> trochę mi przeszkadza, ale nie tak bardzo.

czwartek, kwietnia 16, 2009

sonia

dzis poswięcam trochę uwagi soni, gdyż zasługuje na to.
w końcu umie jeździć na normalnym rowerze, a to już dużo znaczy:
wsiadanie nie jest latwe
~~~~~~~~
~hustamy się we dwoje
a poza tym, jest z niej już prawie równy kompan do zabaw, choć ja lubię bawić się sam.
sonia, je chcę się sam hustać!
a sonia lubi bawić się z dzidzią, którą karmi, przewija, glaszcze, wozi wózkiem, husta na hustawce, uczy jeździć rowerkiem i oczywiscie tuli.
z dzidzią

żłobek

sonia, timo i abi
sonia poszła dzis do maluchów - do swojego żłobko-przedszkola, gdzie była pani i były inne dzieci w jej wieku, gdzie się bawili, jedli, poszli na dwór na plac zabaw i ogólnie miło spędzali czas. podobno sonia się dobrze sprawowała, koniecznie chciałem do wglądu materiały reportażowe, lecz bardzo byłem rozczarowany ich marną iloscią. mama się tłumaczyła, że zapomniała zabrać aparat na plac zabaw i takie tam. jest nadzieja, że następnym razem się nie wykręci, chociaż dzisiaj Pani powiedziala, że sonia może spokojnie zostawać sama z dziećmi i Panią i mama nie musi przy niej być... czyli że zdjęć wcale więcej nie będzie...
sonia, timo i abi wciąż jedzą
a jak dzieci szły na dwór trzymając się liny, udając wagoniki pociągu, to sonia spiewała "jedzie pociąg z daleka" oraz inny szlagier "jestem sobie przedszkolaczek..."
soniusia-przedszkolaczek

środa, kwietnia 15, 2009

kotki 2

kotki
narysowałem soni dwa kotki, bo prosiła i jęczała , że nie umie (ode mnie nauczyła się jęczeć).
sonia też świetnie naśladuje moje "nie mam siły". nagle na nic nie ma siły i wszyscy muszą ją wyręczać. szybko załapała, o co chodzi. ale przez to trochę straciło na mocy to moje magiczne "nie mam siły", sonia nim szarga na prawo i lewo.

małpiatka bawi się na zjeżdżalni. ja zajmuję się poważnymi kwestiami, maluję, rysuję, buduję statki albo drogi, czytam książki względnie odbywam próbę muzyczną przygotowując się to międzynarodowego tournee [szlifuję też angielski w tym kierunku, oh monkey monkey funky... cherry apple plum banana... head and shoulders knees and toes... co prawda rodowity anglik nie mógł ostatnio mnie zrozumieć, ale może to dlatego, że koncentrował się na rozpoznawaniu polskich słów, nie spodziewając się po mnie płynnej angielszczyzny].
małpiatka

oto ja

ja

poniedziałek, kwietnia 13, 2009

wielka NOC i wielki dzień

u nas też wielka noc. gdyż dałem przyzwolenie soni, by zamieszkała w moim pokoju i mamy teraz wspólny bedroom, co sonia przyjęła z ogólnym entuzjazmem. pół nocy nie spała, tylko biegała po pokoju, tańczyła, oglądała bajkę (czyli gapiła się na wieżę, która nadawała bajkę-grajkę Piotrusia Pana), ja natomiast słodko spałem po długich kilometrach zrobionych na rowerze.

a wielki dzień, bo sonia nauczyła się jeździć na moim starych rowerze (12"), który dla niej jest okropnie wielki i żeby na niego wsiąsć, to sonia musi podniesć nogę pod niebo... ale dzielnie jeździ i nawet 2,5 km wczoraj przejechała [ja bym w tym czasie zrobił ze 25 km], potem tylko narzekała, że ją "pupcia boli".
gorzej, że jak wrócilismy do domu, to ona zrobiła awanturę, że dalej chce na rower. teraz to sonia by nawet spała na rowerze.

piątek, kwietnia 10, 2009

kółeczko

sonia się chwali:
"rzuciłam kółeczko"
więc prostuję ją i mówię:
"to nie jest kółeczko. to jest frizbi. powtórz sonia: FRIZBI."

sonia jednak jest mało reformowalna:
NIE!!!!! KÓŁECZKO!!!!

i dyskutuj tu z taką.

czwartek, kwietnia 09, 2009

dialogi

dziś rano razem z sonią kolorowaliśmy jej kolorowankę i musiałem ją napomnieć:
"sonia, możesz wziąć stąd swoje cialo?
ale sonia była twarda i nie uległa mojemu autorytetowi i odkrzyczała tylko:
"NIE! przeszkadzasz..."

wtorek, kwietnia 07, 2009

noc

jestem perfekcyjnym pedantem. poza tym, że pięknie sprzątam (jak mi się chce), to nierzadko szykuję sobie ubranie na rano do przedszkola.
i tak oto je pozostawiam na noc, żeby się dobrze ułożyło do rana.
ubranie na jutro
wielbłąd pilnuje, jaką lekturę aktualnie czytuję i troszczy się, by była to lektura o wielbłądach.
wielbłądy
a sonia śpi, wciąż w pasiaku, udając aniołeczka. rączki układa niczym skrzydła, ale nic jej to nie pomoże!
soniusia anielica...

poniedziałek, kwietnia 06, 2009

soni słownik

gupio... [spadła kredka ze stoliczka]

fajnie było. [w gościach, u Justynki, Julki, Tymka i ich króliczka, na którego raczej mamy alergię]

kupa, króliczek. ["króliczek", czyli soni różowa bluza z kapturem, w który wszyte są uszka króliczka]

niedziela, kwietnia 05, 2009

spokój

"chwała na wysokości, chwała na wysokości, a pokój na ziemi" - tak właśnie przyszło mi powitać dziś dzień, z pieśnią na ustach zbiegłem ze schodów, by spotkać mamę i sonię.
bawię się w piachu, buduję statek (jak zwykle), huśtam się na mojej huśtawce, duszę sonię, bo niszczy moje budowle, przesypuję piasek, sprzątam, bo jestem porządnicki.
"prawda, że mamy spokój" , na tę wieść mama się lekko zdziwiła, ale wytłumaczyłem, że mamy spokój, bo sonia śpi. bo przyszła pora drzemki. jak dobrze.

piątek, kwietnia 03, 2009

papuga

sonia papuga. ja zawsze staję na głowie i wprawiam się w cyrkowca, a sonia powtarza po mistrzu.

nawet bez rąk stoi na głowie, ale nie umi podnieść nóg do góry. ja umiem, ale aparat za wolny nie uchwycił mych ewolucji.

piątek

równie udany jak poprzedni dzień!
hurra!
chce się żyć.

dobrze, że mam do tego alergię i leje mi się z nosa i jestem wnerwiony na wszystko i wszystkich.
hurra! przyszła wiosna.

aha, mam też alergię na króliczka.
na naszego domowego również:


jedno jest pewne. jestem dla niej bohaterem i wszystko ode mnie odgapia. co ja chcę, to i ona chce. małpiszon.

czwartek, kwietnia 02, 2009

prychy i jęki

miałem dziś ciężki dzień. wstałem lewą nogą i marudziłem od rana. a to, że dżemu truskawkowego nie ma, a to, że tata mnie wiezie a nie mama, a to, że jadę samochodem a nie rowerem. zawsze jest powód, by jęczeć i prychać.
popołudnie też należało do nieudanych. zamiast fasolki po bretońsku dostałem makaron z polewą (z fasolki po bretońsku) i powiedziałem mamie:
"trochę niedobre" na pytanie, czy dobre. ale po wylizaniu talerza skonstatowałem schizofrenicznie: "ale pycha było". w sumie trudno traktować moje wypowiedzi serio.
miałem jedno odbicie od normy. kiedy zmuszony przez rodziców w końcu uległem presji i sprzątałem zabawki w ogródku, odezwał się we mnie duch pedantyzmu i pełen werwy i entuzjazmu niemal wyczesałem trawnik, bo piaseczek już w piaskownicy równo pierwej zagrabiłem i wszystkie możliwe ziarenka, które wcześniej zostały porozrzucane wokół, znalazły się na powrót w piaskownicy.
straszne jest jednak, jak po takiej brudnej robocie wraca się do domu, by zasiąść do kisielku, a tu każą ręce myć! normalnie terror. więc dałem wszystkim do zrozumienia, co o tym myślę. nawet sonia mnie pouczała, ględząc coś... ale kto by jej słuchał.
w wannie sobie trochę odbiłem, bo nie było na kogo prychać, więc zalałem podłogę pięknie wcześniej wysprzątaną przez mamę, no i musiała ponownie myć.
jak już trafiłem do swojej komnaty, puściłem sobie Old McDonalda [zestaw angielskich piosenek dla dzieci za 1 funta], zabrałem się za moją ulubioną lekturę i tak słodko zasnąłem. ciekawe, że jak leciał "Twinkle Twinkle Little Star", to sonia na dole darła się [wg niej pięknie śpiewała]: "Miguś Mały Gwiazdka".
spie smacznie z lekturą
sonia zamiast spać - buszuje