życzę Wam wszystkiego najlepszego i dużo szczęścia, jak życzyłem mamie na wigilii.
zrobiłem niezły koncert kolęd, widownia zaniemówiła!! trzeba przyznać, dałem czadu! pani Małgosia byłaby ze mnie dumna. nie dość, że wyglądałem bardzo elegancko za sprawą mamy wizyty w Londynie, to jeszcze bardzo wybitnie grałem na klawiszach. jednej kolędy to się dopiero dziś nauczyłem!! a potem też zaśpiewaliśmy z sonią "świeć gwiazdeczko małą świeć", gdzie mój wokal wyróżniał się z tłumu [tłumu - co prawda - nie było - ale wokal soni był zauważalny jako równie wybitny, jak nie wybitniejszy, starała się gwiazdeczka zaistnieć w świetle reflektorów].
jednak nie miałem za bardzo co jeść... grzyby - fuu, bardzcz - bleee, smażony dorsz - ości miał co niemiara... dopiero paluszki rybne z przemiału były zjadliwe oraz liczne ciasta, wśród których dla mnie sernik cioci Oli wiódł prym. sonia za to wyjadała opłatki, tak że ledwo starczyło na składanie życzeń. poza tym, soniutka nie mogła doczekać się rozdawania prezentów, a w zasadzie otrzymania pierwszego prezentu przez nią samą. jak tylko dostała pierwszy prezent, była już w pełni usatysfakcjonowana i w zasadzie cała impreza mogłaby się skończyć....
mama w moim kapeluszu kowbojskim: