maddox

czyli jakiego imienia nie mozna w Polsce zarejestrowac

środa, listopada 20, 2013

czytelnia


rozczytujemy się.
nawet ja się wkręciłem w lekturę, co nieczęsto się zdarza, trzeba przyznać.
dobrze, że łóżko szerokie i mamy w miarę wygodę.

środa, listopada 13, 2013

pakowanie

pakujemy się, bo niedługo będziemy się przeprowadzać. najpierw do jednego mieszkania, a potem do drugiego. będziemy mieć dwie przeprowadzki, bo po co tylko jedną, skoro można mieć dwie.
a teraz nasz dom wypełniają kartony. choć sporo kartonów znika.
segregujemy wszystkie rzeczy: te, które idą na bliższej przeprowadzki, te, które idą do dalszej przeprowadzki, te, które idą do kubła, te, które idą do czerwonego krzyża, te, które idą do znajomych…
kartony mają swoje kody, a te kody są wspiane w taty komputerze w kratkowanej tabelce, wraz z całą zawartością kartonów. ja tacie pomagam obsługiwać dyspenzer, który - nota bene - podpisany jest moim imieniem i nazwiskiem, bo jak pracowałem w magazynie u mamy i taty w pracy, to miałem własny sprzęt. no i pomagam opisywać kartony. a tata skrupulatnie wpisuje do tabelki zawartość kartonu wraz z symbolem.
pyszna zabawa.
choć mama tak nie uważa, bo mama nie lubi pakować. dobrze, że tata lubi i mu tak dobrze idzie. bo inaczej kto by nas spakował?

w ramach oderwania od pakowania, od kartonów, od dyspenzera, od tabelki z zawartością kartonów, wybraliśmy się w długi weekend na drobny spacer na Ślężę. Sonia wbiegła na Wieżycę, nie dając nikomu szans na dogonienie, a my ciągnęliśmy się z tyłu, ale też wyprzedzaliśmy wszystkich turystów. oprócz dwóch panów, którzy biegli. bo oni nas wyprzedzili. no i oczywiście doszliśmy do szczytu, zdobyliśmy nowe pieczątki do naszej książeczki GOT i wróciliśmy prędziutko do Sobótki, skąd udaliśmy się do domu.



niedziela, listopada 03, 2013

góry, lasy, jaskinie i tv

drugiego dnia Sonia się rozchorowała od tej turystyki. tak przynajmniej uważali rodzice, bo Sonia cały czas tłumaczyła, że boli ją brzuch i jest jej niedobrze... ale jak zwymiotowała nad wodospadem Wilczki, mama nabrała przekonania, że może faktycznie Sonia jest trochę chora i nie powinna tego dnia iść na górską wyprawę. tak więc dziewczyny zostały w domu, Sonia w łóżku, nabierając sił i zdrowia, a mama na kanapie - nadrabiając różne sprawy. choć zanim mama została w domu z Sonią, poszła na wspaniały bieg na górkę i wróciła bardzo zachwycona. bo rano tato jeździł na rowerze po okolicy i wrócił konkretnie zmęczony.


my z tatą, który zdążył już trochę odpocząć, wyruszyliśmy na kolejną wyprawę górską, naprawdę genialną, zdobyliśmy m.in. Trójmorski Wierch, na którego zboczach mają źródła rzeki, które płyną aż do trzech mórz, jak sama nazwa wskazuje: do Morza Bałtyckiego, Północnego i Czarnego. mama była bardzo zainteresowana tą informacją, jak jej dziś opowiedziałem o tym. najfajniejsze było to, że prawie nikogo nie spotkaliśmy podczas naszej wędrówki. najfajniej się wędruje, jak się jest samemu w górach i ma się wrażenie, że te góry są całe nasze!!

w górach mieszkaliśmy w takim fajnym domu, który miał mnóstwo dekoracji. zachwycaliśmy się instrumentami, mundurami oraz telewizorem. rodzice byli bardzo nieszczęśliwi, kiedy podczas posiłku telewizor w jadalni nas rozpraszał, ale dziś mocno się ćwiczyłem, żeby nie odwracać głowy do telewizora i rodzice mnie pochwalili za moje starania.


ulubiony mundur Soni

jadalnia

hol

wejście i tata

gapimy się w telewizor
Ponieważ mieliśmy również telewizor w pokoju, to rano - zanim rodzice wstali - oglądaliśmy z Sonią różne programy. o małpach. o psach. o tomie i jerrym. o wall-e. a nawet tanie sensacyjnki z tvn. no i sporo reklam. nakarmiliśmy się bzdurami... rodzice nam całkowicie nie zabraniali, ale potem kazali przestać, a to nie było łatwe. ale trzeba było.

nasze wędrówki górskie zakończyliśmy dziś w Jaskini Niedźwiedziej i Sonia ciągle mówiła "niesamowite", "niesamowite"... widać, że była pod wielkim wrażeniem. mi też się podobało. szkoda, że tak krótko zwiedzaliśmy jaskinię.






piątek, listopada 01, 2013

góry

ćwiczę zejście z kijami
korzystamy z długiego weekendu, pięknej jesiennej pogody i turystycznej duszy zdobywców...
jesteśmy w Międzygórzu, dziś weszliśmy na Śnieżnik, przeszliśmy 15 km i tym samym zdobyliśmy 26 punktów w naszej nowej książeczce GOT. będziemy gromadzić odznaki, które w pocie czoła wychodzimy w górach. wspaniała perspektywa.

mama się cieszy


idą piechurzy

sonia turystka górska

głodny jestem

prowadzę zmęczoną Sonię

wtorek, października 29, 2013

koncert na cześć mamy powracającej

mama wyjechała na weekend w góry. nie było jej 1,5 dnia. to jednak zasiało potworne emocjonalne spustoszenie w nas i kiedy wróciła, witaliśmy ją jak po co najmniej miesięcznej nieobecności. ściskaliśmy się długo, przytulaliśmy, zrobiliśmy wspólnie powitalne naleśniki i Sonia wymyśliła, że zawsze na zmianę czasu, będziemy robić NALEŚNIKI - to będzie nasza domowa tradycja. wszyscy się zgodzili. robiliśmy naleśniki wspólnie z mamą. sonia zarządzała jedną patelnią, ja drugą, mama stanowiła nadzór nad całością. udało się przygotować wspaniałą kolację powitalną, po której zaczęliśmy z Sonią przygotowywać KONCERT powitalny dla mamy.

wspólnie ułożyliśmy tekst i melodię piosenki, przeprowadziliśmy kilka prób, ale do samego koncertu doszło już dnia kolejnego, bo mimo zmiany czasu - było już późno i trzeba było iść spać!

podczas koncertu powitalnego zaprezentowaliśmy się profesjonalnie.


pierwsza piosenka: Sonia gra, śpiewamy 4 zwrotki, ja akompaniuję na bongosie

piosenka nasza

text piosenki powitalnej

poniedziałek, października 14, 2013

święto edukacji

nie ma szkoły, gdyż święto narodowej edukacji zagościło w naszym kraju. z tego tytułu, mama zrobiła mi dzień edukacji domowej!!!
skończyłem czytać lekturę [o psie], zrobiłem masę zadań z matematyki, pojeździłem trochę na rowerze, pograłem na komputerze w zadania matematyczne, kilka godzin spędziłem w parku, gdzie zbierałem liście, wspinałem się na drzewo, spacerowałem, oglądałem popołudniową emisję pergolowego show "woda+muza"... cieszyłem się cudownym dniem!








wolny poniedziałek miałem tylko ja, gdyż soni instytucja pracowała, ale po opuszczeniu jej progów, mogliśmy udać się na długie szwędanie po parku.
dołączyła do nas ciocia Agunia z głębokimi zasobami cukierkowymi, jednak pod okiem mamy wydzielanymi dość skromnie [jak na nasze oczekiwania].
na koniec dnia edukacji domowej: trening basenowy z panią Krysią, jak co tydzień w poniedziałki.
udało mi się lotem błyskawicy trafić z basenu pod suszarkę, co rodzice mocno pochwalili. kakałko z termosika smakowało lepiej niż zwykle!

niedziela, października 06, 2013

chomiczek

bardzo chcę mieć chomiczka. wczoraj spędziłem pół dnia z Franiem, a oni mają chomiczka. i całkowicie zwariowałem na jej punkcie... MILI... bawiliśmy się pysznie z Franiem i Mili.. zbudowaliśmy dla niej skejtpark i trenowaliśmy ją na komandosa.


teraz usiłuję przekonać rodziców, że to TYLKO 14 ZŁOTYCH!!!!!!

rodzice nie są tacy optymistyczni, nie wiem, czy 14 zł to za dużo za chomiczka???? ale powiedziałem, że kupię go/ją za moje własne pieniądze... wciąż nie skierowali swych kroków do sklepu zoologicznego, ale powiedzieli, że wrócimy do tematu po przeprowadzce... jest więc nadzieja na własnego chomiczka, a może nawet na parkę.... bo fajnie by było mieć dziewczynę i chłopaka i zająć się hodowlą chomiczków i potem sprzedawać młode chomiczki z naszej stadniny.
sonia zaproponowała imię Łatka/Łatek a ja Szaruś/Szarusia...
zobaczymy, co z tego wyniknie. czy uda nam się przekonać rodziców do tej wspaniałej inwestycji?