maddox

czyli jakiego imienia nie mozna w Polsce zarejestrowac

wtorek, października 29, 2013

koncert na cześć mamy powracającej

mama wyjechała na weekend w góry. nie było jej 1,5 dnia. to jednak zasiało potworne emocjonalne spustoszenie w nas i kiedy wróciła, witaliśmy ją jak po co najmniej miesięcznej nieobecności. ściskaliśmy się długo, przytulaliśmy, zrobiliśmy wspólnie powitalne naleśniki i Sonia wymyśliła, że zawsze na zmianę czasu, będziemy robić NALEŚNIKI - to będzie nasza domowa tradycja. wszyscy się zgodzili. robiliśmy naleśniki wspólnie z mamą. sonia zarządzała jedną patelnią, ja drugą, mama stanowiła nadzór nad całością. udało się przygotować wspaniałą kolację powitalną, po której zaczęliśmy z Sonią przygotowywać KONCERT powitalny dla mamy.

wspólnie ułożyliśmy tekst i melodię piosenki, przeprowadziliśmy kilka prób, ale do samego koncertu doszło już dnia kolejnego, bo mimo zmiany czasu - było już późno i trzeba było iść spać!

podczas koncertu powitalnego zaprezentowaliśmy się profesjonalnie.


pierwsza piosenka: Sonia gra, śpiewamy 4 zwrotki, ja akompaniuję na bongosie

piosenka nasza

text piosenki powitalnej

poniedziałek, października 14, 2013

święto edukacji

nie ma szkoły, gdyż święto narodowej edukacji zagościło w naszym kraju. z tego tytułu, mama zrobiła mi dzień edukacji domowej!!!
skończyłem czytać lekturę [o psie], zrobiłem masę zadań z matematyki, pojeździłem trochę na rowerze, pograłem na komputerze w zadania matematyczne, kilka godzin spędziłem w parku, gdzie zbierałem liście, wspinałem się na drzewo, spacerowałem, oglądałem popołudniową emisję pergolowego show "woda+muza"... cieszyłem się cudownym dniem!








wolny poniedziałek miałem tylko ja, gdyż soni instytucja pracowała, ale po opuszczeniu jej progów, mogliśmy udać się na długie szwędanie po parku.
dołączyła do nas ciocia Agunia z głębokimi zasobami cukierkowymi, jednak pod okiem mamy wydzielanymi dość skromnie [jak na nasze oczekiwania].
na koniec dnia edukacji domowej: trening basenowy z panią Krysią, jak co tydzień w poniedziałki.
udało mi się lotem błyskawicy trafić z basenu pod suszarkę, co rodzice mocno pochwalili. kakałko z termosika smakowało lepiej niż zwykle!

niedziela, października 06, 2013

chomiczek

bardzo chcę mieć chomiczka. wczoraj spędziłem pół dnia z Franiem, a oni mają chomiczka. i całkowicie zwariowałem na jej punkcie... MILI... bawiliśmy się pysznie z Franiem i Mili.. zbudowaliśmy dla niej skejtpark i trenowaliśmy ją na komandosa.


teraz usiłuję przekonać rodziców, że to TYLKO 14 ZŁOTYCH!!!!!!

rodzice nie są tacy optymistyczni, nie wiem, czy 14 zł to za dużo za chomiczka???? ale powiedziałem, że kupię go/ją za moje własne pieniądze... wciąż nie skierowali swych kroków do sklepu zoologicznego, ale powiedzieli, że wrócimy do tematu po przeprowadzce... jest więc nadzieja na własnego chomiczka, a może nawet na parkę.... bo fajnie by było mieć dziewczynę i chłopaka i zająć się hodowlą chomiczków i potem sprzedawać młode chomiczki z naszej stadniny.
sonia zaproponowała imię Łatka/Łatek a ja Szaruś/Szarusia...
zobaczymy, co z tego wyniknie. czy uda nam się przekonać rodziców do tej wspaniałej inwestycji?

sobota, października 05, 2013

jesień

jesień, ulubiona pora roku mamy, zawitała i do nas.
uskuteczniamy jazdę na rolkach - sporadycznie, jednak codziennie jeżdżę do szkoły na rowerze i to jest naprawdę wspaniale! aktualnie potrzebuję ciepłe rękawiczki rowerowe, bo korzystam z dorosłych, lekko za dużych, ale - mimo wszystko - codzienność z rowerem to jest to!

pływam jak zawsze, a nawet więcej, rozpocząłem też karierę tenisową, ale czy ona poszybuje pod niebiosa, trudno przewidzieć.
Sonia rysuje, ćwiczy kaligrafię i domaga się lektury [bo skoro ja muszę czytać lekturę, to ona też chce], gra [na pianinie], choć w szkole muzycznej chce grać na trąbce albo na saksofonie, bo - jak twierdzi - na pianinie już umie.




ponadto, uskuteczniamy od kilku miesięcy szycie z filcu! ja uszyłem sobie w lecie piórnik i zacząłem misia Bogdana, jednak zabrakło białej muliny i akcja została wstrzymana.
powrót do FILCU nastąpił niedawno wraz z choroba Soni, która długie godziny musiała dobrze spożytkować z domu i znów warsztat krawiecki został uruchomiony.

pacynki Soni i mamy


chora Sonia szyje
Sonia z mamą zrobiły trochę pacynek, a ja wróciłem do Bogdana... ale nie mogłem znaleźć elementów pierwotnego misia i zaczęliśmy robić kolejnego i wtedy pierwszy się znalazł i teraz muszę zrobić już dwóch Bogdanów. będzie im weselej.


będzie Bogdan
mój piórnik

Poznajemy też ROŚLINY...
jest to pasja Soni od zarania dziejów, ale ja też - chcąc nie chcąc - zacząłem się wciągać w dendrologię i botanikę. a wszystko dzięki babci Asi, która zrobiła dla Soni wspaniale albumy z dziesiątkami opisanych roślin, z liśćmi drzew, z kwiatkami i - co najważniejsze - z ich nazwami roślin, które gruntownie przyswajamy. dzięki temu jesteśmy zdecydowanie bieglejsi w tej materii od mamy... 
to przykładowe karty z albumu:








aha, jeszcze Sonia napisała wiersz polsko-czeski... kilka miesięcy temu zakochała się w języku czeskim i zaczęła się uczyć sama, podczas naszej wyprawy rodzinnej na Czechmana pod Pardubice: Sonia zorganizowała sobie słownik polsko-czeski i zaczęła uczyć się nowego języka. a teraz jej słowiańska dusza przelała sentymentalne myśli na papier. romantyczna dusza w niej drzemie, od razu widać: