maddox

czyli jakiego imienia nie mozna w Polsce zarejestrowac

środa, listopada 30, 2005

kojec

jak wiecie, trudno o mnie powiedziec, ze jestem spokojnym, opanowanym i malo sprawnym motorycznie dzieckiem. ostatnio zatem wymyslilem, jak to fajnie wskakiwac na glowke do lozeczka oraz jak z niego wyskakiwac. wskakuje juz z sukcesem: wchodze na krzeslo, po czym chyc na glowke do srodka. w druga strone mi sie jeszcze nie udalo, ale w koncu "practice makes masta"...
jednak mam obawe, ze rodzice beda probowali mnie przechytrzyc, co by znow nie trzeba bylo ze mna na pogotowie jechac. albo zamontuja mi jakies pasy bezpieczenstwa w lozu, albo zlikwiduja loze, albo zorganizuja taki oto kojec:

wtorek, listopada 29, 2005

zaraza

znow przyszla do nas zaraza. tym razem, ze wzmozona sila. tylko ja jestem zdrowy. biegam i skacze i spiewam, a oni ledwo dychaja. mamusia lezy i sie nie rusza. a tatus troche juz lepiej, ale tez ciezko z nim bylo i w masce chirurgicznej chodzi i mnie straszy...
a ja jeste niezniszczalny... gram na dwoch pianinkach jednoczesnie i tancze. na jednym pianinku to gram siedzac na moim autku - podjezdzam sobie i gram:-) to jest wypas...

sobota, listopada 26, 2005

fryz

kazdy by mi pozazdroscil fryzu, wiec pozwolilem sobie sie sfotografowac i prezentuje sie w calej okazalosci (w calej nie, bo nie o cala chodzi, choc jest to swego rodzaju calosc).
w kierunku jednego aktora ide ze stylistyką (bo on gral w alternatywy 4, a to fajny film a ja tez alternatywny jestem), choc teraz ponoc ten pan jakies prymitywne programy prowadzi w tiwi, ale nie wiem, bo tiwi u nas nie ma, ale ponoc (lecz ja prymitywny nie jestem! ...tymi kluczami sie nie sugerujcie)...

czwartek, listopada 24, 2005

thanksgiving


  • dziekuje za mame i za tate

  • dziekuje za indyka, co go rano jadlem i potem mi sie po nim zwymiotowalo, ale to chyba dlatego, ze zakrztusilem sie wapnem w syropku bananowym

  • dziekuje za zycie i za zeby

  • dziekuje, ze tatus wrocil ze szczecina

  • dziekuje

środa, listopada 23, 2005

kolysanka dla tatusia

specjalnie dla mojego tatusia, który sam w szczecinie dzis, sam bez nas, to ja mam kilku siebie. bo jadlem biszkopcika i robilem: "ammm", co widać na fotografii, ale też trochę z mamom się bawilem. nie tak fajnie jak z tatom, bo tata to mnie zawsze tak fajnie goni i mówi: "zlapię cię" i mnie nie lapie, bo ja mu uciekam, a mamie to mi się nie chce uciekać i mama mnie lapie. zwlaszcza, że dzis wymyslilem nową wersję naszej zabawy, a w zasadzie calkiem inną zabawę, bo ze starą wspólne ma tylko miejsce akcji. mianowicie na lozku to najlepiej się skacze na prostych nogach, o tak do góry "w góre: hop", i można tak fajnie spasc z lozka i walnąć gdzies glową, ale sami wiecie, że glowę to mam twardą i że będę kaskaderem. a z piekną buźką równie chętnie mnie na modela wezmą.
no dobra, dosc gadania, tato.


czytam po niemiecku, jem i piję z podlogi. co zrobić. wczoraj mylem tą podlogę.

medycyna

w ostatnich 28 h mialem calkiem sporo kontaktów z sluzbami medycznymi. wczoraj pani doktor zrobila mi kontrolne usg serca po zabiegu
i wyszlo bardzo pozytywnie. nie mam zadnego przecieku aktualnie. nastepne usg kontrolne za 5 miesiecy.
po poludniu dnia wczorajszego musielismy zawlec sie do przychodni w celu poddania sie obowiazkowemu szczepieniu, tym razem trzecia dawka wzw. oczywiscie sporo po "terminie", ale to wszystko z powodu przejsc zdrowotnych, jakie mialem w ostatnich miesiacach. warczalem na lekarke i pielegniare wczoraj, ale nie byly fajne.
a dzis pojechalismy na zdjecie szwow - tych z mojego czolka. mama i dziadek mnie trzymali, a pan doktor zdejmowal. powiedzial, ze brzydka ta blizna.... sam jest brzydki.

poniedziałek, listopada 21, 2005

co umiem

dzis zdecydowalem uszczesliwic rodziców i zaprezentować niektóre z umiejętnosci, jakie posiadlem. jakem jadl dzis brokula, co to go mialem w buzi akurat i poszedlem pod stol w salonie (tu zdradzilem, że jadam i chodzę zarazem), to brokula wyplulem, bo wcale go jesc nie chcialem, i brzydko się rozpadl na wiele częsci i zalegl na podlodze... no ale mamusia i tatus polecili mi posprzątać owe kawalki i wyrzucić do kubla na smieci (który znajduje się pod zlewem, jak w każdym polskim domu - tu zdradzilem, że mamy polski dom). i wiecie co? przepięknie wykonalem polecenie rodziców, przez co wprawilem ich w oslupienie, ale tez sprawilem im wiele radosci, bo ja taki jestem.
potem powtórzylem owe polecenie jeszcze kilka razy, bo tych brokulków to kilku bylo na podlodze, to musialem obrócić kilka razy. ale za każdym razem szczęsliwie.
a potem bylem brudny, bo już caly dzień się nie mylem i poszedlem się kąpać. a w wannie bylo wesolo, bo zwykle w wannie jest wesolo.

sobota, listopada 19, 2005

zęby

rosną i bolą.
a ja się budzę i wyję. mamusia mnie bierze na ręce i przytula. i ja zasypiam na nowo. a potem znów się budzę i znów wyję, i mamusia znów przychodzi.
i przypominają mi się czasy, jak mialem kilka dni, i bylem taki malutki i taki bezbronny i też tak zasypialem na mamie albo na tacie. ale wtedy zęby mi nie rosly. wtedy bylem po prostu malutki.

snieg i wszy

dzis sie obudzilem i co widzę? SNIEG PADA!!!!
stalem i gapilem się inteligentnym ponad miarę spojrzeniem w okno i bylem zachwycony (prawdziwie podziwialem ten snieg), oczarowny (w końcu snieg to zjawisko niewytlumaczalne i nadprzyrodzone), rozanielony (w końcu mam anielskie spojrzenie), wniebowzięty (w końcu z nieba padalo) i jeszcze oniemialy (ale to jak zwykle, hehe)...
***
potem przyszla kolej na wszy.
mama odkleila mi stary i brudny plasterek, aby dokonać zmiany opatrunku. odkleić plasterek nie bylo trudno, gorzej w przylejeniem nowego, gdyż dlugo dosc skutecznie robilem uniki, by w koncu przy pralce i programatorze dać się zlapać w sidla... ehh, te slabosci, potrafią czlowieka zrujnować...
ale mogę Wam zaprezentować moje trzy wszy koloru niebieskiego:

czwartek, listopada 17, 2005

klocki

mam takie fajne klocki, co tata bardzo lubi. klocki są od 2 do 5 lat, ja mam 14 i pol miesiąca, a tata ma 30 lat. ciekawe. tata wie, ile tych klocków jest. ja wiem, jak je rozwalać. mamy taki maly podzial ról. jak w każdej rodzinie. tata ciągle je liczy i mówi: "maddoxiu, brakuje dwóch klocków. idź poszukać."
dzis budowal-ismy różne wspaniale budowle, np. tandem: nosorożec - lew, statek: gwiezdne wojny z dowódcą nosorożcem i glową zapasową - lwem, rydwan: z bohaterami jak powyżej. tata budowal i się bawil, ja podziwialem.
aha, mama też podziwiala.

środa, listopada 16, 2005

co lubię

jestem misiem o bardzo malym rozumku. moja nogi pędzą do przodu, a rozumek zostaje w tyle. nogi się potykają, a potem rozumek zalicza glebę...

chyba zostanę kaskaderem - wszystko na to wskazuje. z godnymi pozazdroszczenia regularnoscią i zapalem ćwiczę wszelkie upadki, zderzenia ze scianami/futrynami, efektowne pady i rzuty, a także salta, etc. spokojnie taki bruce lee czy jet li nie powstydziliby się takiego kaskadera jak ja:-)

jesli mnie nie wezmą na kaskadera, bo będę zbyt dobry, to zostanę elektronikiem. moje najlepsze zabawki to: stereo, kabelki, wtyczki, lampki, no generalnie wszystko, co związane z elektroniką.

od dwóch dni mam hustawkę w domu, ale to mnie nudzi. gdyby mi batut sprawili albo nie wiem co... to byloby na pewno lepiej.

poniedziałek, listopada 14, 2005

contusio

dzis nabawilem się "contusio".
chcialem wejsc z naroznika na lawe, ale lapka się omsknela, trafilem nią w próżnię i przyfasolilem czólkiem w krawędź lawy (nie w kant, podkreslam). hmmm. zdarza się. lecz tym razem implikacją owego niefortunnego ruchu byla rana cięta glowy, której to implikacją byla wizyta na ostrym dyżurze chirurgicznym na Traugutta, której to implikacją są aktualnie szwy na mym czole.

wyciągnąlem wnioski dla NASZEJ RODZINY:
wniosek nr 1
nasze gospodarstwo domowe powinno niechybnie zaopatrzyć się w apteczkę podręczną
wniosek nr 2
rodzice powinni rychlo przejsc kurs pierwszej pomocy
wniosek nr 3
mając na uwadze charakterystykę mej skromnej osoby, rodzina nasza powinna zaopatrzyć się w koguta pojazdów uprzywilejowanych, względnie w smiglowiec, względnie przeprowadzić w okolice ostrych dyżurów
wniosek nr 4
kocham mamę i tatę
wniosek mamy i taty
mam bardziej uważać.

niedziela, listopada 13, 2005

raj

gruszeczka. las. sosny. kominek. saba.
fajnie bylo.

sobota, listopada 12, 2005

kosmita? kosmopolita?

dzis mi się zrobil - przez przypadek w sumie - taki międzynarodowy dzień, gdyż z rana, jakem się przebudzil, prezentowalem się wprost przeuroczo, co zostalo uwiecznione na fotografii (jakże by moglo być inaczej... tak naprawdę, to ja biorę udzial w Truman Show:-) tu product placement, tam mala przerwa na reklamę:-)), ale do rzeczy, po prostu przetransformowalem się w nocy w Rzymianina. Jak moi najukochańsi rodzice przyszli mnie obudzić o nieludzkiej porze 8:15 [zawsze to ja ich budzę, ale dzis jakos mnie uczta rzymska rozleniwila...], to zastali mnie w takim oto image'u:

a jak już minęlo trochę dnia, to odwiedzilem ciocię Gosię i u niej przez chwilę bawilem się w malego Chińczyka:

a poza tym, to rosną mi dolne trzonowce, i to boliiii. Choć nie tak, jak niektórzy mówią, że boli, ale jednak zauważalnie. Ponadto pragnę zaznaczyć, że nie przeszkadza mi to, by szaleć, biegać caly dzień i eksploatować wszystkich doroslych, co to nie wyrabiają z formą przy mnie. Taki już jestem. Trochę zwariowany, ekscentryczny...

a wczorajsze filmy kung-fu, co mama z tatą oglądali, to slabe byly. slabe.

środa, listopada 09, 2005

luzak

stoję sobie jak taki luzak. w sumie to luźny jestem. niby nic opieram się o szafkę kuchenną, obnażającą z lekka balagan w mej bibliotece. ale ma luźna postawa rekompensuje wszystko.

BTW.
pomyslicie: "biedne dziecko. ma tylko jedne rajstopki, w których ciągle chodzi". powiem na to: "fakt. prawda. ale za to JAKIE to są rajstopki!!!
#1 prezent od cioci Oli
#2 kaczki w adekwatnym miejscu eksponuję
#3 wysokiej jakosci produkt w ofercie Calzedony, za niebagaletną kwotę nabyte (przez ww. ciocię Olę)".
zatem nie warto mnie żalować. nie czas żalować róż, gdy lasy ploną... hihi.

poniedziałek, listopada 07, 2005

pies czyli kot

Chcialbym mieć psa, to bym go nazwal "собака" i chcialbym mieć kota, to bym go nazwal "Azor", ale rodzice (czyt. tata), nie pozwalają mi na sabakę... a koty smierdzą...
życie jest ciężkie.

czwartek, listopada 03, 2005

14 miesięcy mam

skończone. calkiem nieźle, przyznacie, jak na takiego malutkiego chlopca...
od dwóch dni mam katarek i kaszelek, nie chcę jesc za bardzo, więc się martwią o mnie. ale co tam. nie przeszkadza mi to wcale, by szaleć, szaleć, szaleć...

nauczylem sie jednym zwinnym ruchem zeslizgiwac przez wysokie oparcie narożnika - chyc, i na dole:-) ja to jestem cyrkowiec. ponadto, nauczylem sie jednym malpim chwytem wskakiwać na krzeslo - hop, i jestem na górze - dzięki temu dosięgam blatu (a tu - akurat - komputer stoi, więc ja moimi zwinnymi paluszkami klap-klap-klap po klawiaturce; mama to uwielbia!!!). ponadto, nauczylem się dostawać karę: z uporem maniaka otwieram w kuchni szufladę z porcelaną i w swe zgrabne lapki chwytam różne jej elementy, czasem się nimi bardziej zamachuję, czasem mniej, ale zawsze przyciągam uwagę matki, której refleks w ratowaniu dóbr ziemskich jest godny podziwu... lecz nie mojego, bo na co komu taka brzydka porcelana??
no i przychodzi mi dostać karę za mą determinację... tzn. karę dostaję konkretnie za to, że otwieram szufladę z porcelaną. A karą jest: spędzanie czasu w samotnosci w moim pokoju, za zamkniętymi drzwiami, gdzie jestem, by przemysleć me niestosowne postępowanie. Moje przemysliwanie, póki co, sprowadza się do wycia tuż za drzwiami, gdzie zawodzę miarowo i pukam - od czasu do czasu - w szybkę, co nie przynosi oczekiwanego efektu... chyba muszę podejsc do sprawy z większym zaangażowaniem albo też rzetelnie zabrać się za rachunek sumienia i wyciągnąć wnioski na przyszlosc i porzucić tę prymitywną aktywnosc, jaką stanowi zabawa szufladą z porcelaną...
hmmm.

a jak mi się nudzi albo jak mi się nie nudzi, to się pokladam, bo lubię:

wtorek, listopada 01, 2005

mikołaj

Dzis bawilem sie w Sw. Mikolaja, który przez komin przybywa i przynosi prezenty. Co prawda, żadnego prezentu nie przynioslem i nikt nie wiedzial, że bawię się w Mikolaja, ale co tam. Oni wielu rzeczy nie wiedzą i nie rozumieją.

zabawy ze zwierzętami

Lubię zwierzęta. Trzeba to przyznać. Bawilismy sie z z tatą z wielorybem. Smiesznie bylo, nie przeczę...


********
Wynalazlem sobie nowego kompana; mam takiego pieska, co to go się ciągnie za smycz i on wiernie za mną biega. Czasem biorę go na ręce, a czasem próbuję podpiąć do sieci elektrycznej :-)