maddox

czyli jakiego imienia nie mozna w Polsce zarejestrowac

poniedziałek, maja 31, 2010

bieg dla maćka


w sobotę biegliśmy dla maćka, takiego chorego chłopca, który nie umie sam chodzić, bo jest chory. mama biegła, wujek dżastin biegł, wujek czarek biegł i inni też biegli. a ciocia lila robiła fotosy. i nawet ja i sonia mieliśmy biec w biegu krasnali, ale nas wyrolowali i w końcu nie pobiegliśmy. ale udało się dostać medal i talon na frytki w kfc oraz niezwykle atrakcyjną papierową chorągiewkę, w związku z pognieceniem i podarciem której zrobiłem niezłą histerię w domu, po powrocie. ani medal ani garfield z kfc nie były tak ważne i cenne jak ta papierowa chorągiewka wrocław 2012. kto by pomyślał...

czwartek, maja 27, 2010

kibuc/ komuna

była powódź. mieszkaliśmy w komunie z rodziną filipa. bo ich dom zalało prawie i musieli się ewakuować. było nam w naszym kibucu bardzo dobrze, ale powódź niestety się skończyła i się wyprowadzili...
bo w kibucu dzieci bawią się razem [choć akurat w naszych dzieci nie spały w jednej sypialni], mamusie razem gotują i produkują sztukę, tatusie razem walczą na wałach o bezpieczeństwo narodu oraz naprawiają to, co dzieci zepsuły za dnia...
wszystko chodzi jak we szwajcarskim zegarku.

niedziela, maja 16, 2010

medal i rower



dzisiaj mama zdobyła piękny medal oraz rower. powiedziałem jej, że chciałbym być nią:-)
to znaczy, że też chciałbym zdobywać medale oraz zdobywać nagrody. bo mama wróciła do domu z nagrodą główną, którą wylosowała ;-)
[bieg o puchar burmistrza kątów wrocławskich: 10 mil, tak po angielsku]
zrobiłem mamie kilka zdjęć.. może nie do końca wyszły tak, jakby mama tego oczekiwała... ale zabawa była przednia.
mama z rowerem w tle [widać medal i widać rower - najważniejsze]:


jest nadzieja, że będzie więcej zdjęć dowodzących, że mama faktycznie biegnie, a nie siedzi na krześle z medalem na szyi...

jest i lepsze zdjęcie z nagrodą [autorstwa wichury komórki]:




META:



poniedziałek, maja 10, 2010

paris hilton

poszliśmy do sklepu, co się nie zdarza, lecz wyjątkowym trafem, chodziliśmy po sklepach z odzieżą dziecięcą... mama miała swój cel, mieliśmy z sonią jej pomagać, jednak skończyło się na tym, że sonia biegała po całym sklepie i wybierała garderobę i akcesoria dla siebie. wszystko było różowe, wszystko było hello kitty, wszystko było niezbędne. nie lada wyczynem negocjacyjnym [lody!!] wykazała się ciocia Agnieszka, która przekonała soniutkę do opuszczenia sklepu bez tych wszystkich rzeczy, które sobie nasza gwiazda zgromadziła... co to będzie, co to będzie!!!