maddox

czyli jakiego imienia nie mozna w Polsce zarejestrowac

poniedziałek, czerwca 25, 2007

adaptacja

adaptuję się.
do przedszkola, do dzieci, do pani, do zabawek...
malujemy, śpiewamy, tańczymy, bawimy sie, myjemy rączki. jest fajnie.
ale muszę przyznać, że jestem bardzo zawiedziony, że w przedszkolu muzycznym nie ma perkusji.

sonia je nóżki. staram się - co prawda - do tego nie dopuszczać i jak mogę, to jej wyciągam z buzi, bo kto to widział jeść nóżki!!! doprawdy.
czyja to nóżka?
yummy yummy
ja też tak potrafię jak sonia:
jem se girę

śpiewam soni piosenki, żeby wiedziała, jaki jestem zdolny.
dziś jej śpiewałem, sonia leżała u mamusi na kolankach i patrzyła we mnie jak w obrazek. jak tylko zaczęła się przemieszczać, to ją skarciłem:
"gdzie ty leziesz sonia?"
no i nie omieszkałem zauważyć, że "o, sonia napluła..."

piątek, czerwca 15, 2007

hałas

to moje drugie JA.
wszyscy cierpią z tego powodu niemiłosiernie. nie dość, że upały działają średnio kojąco na głowę mamy, to moje wrzaski dobiją każdego, czy ma ból głowy czy go nie ma (jak nie ma, to będzie miał). nikt nie wie, czemu tak się zachowuję podle, czy to pogoda, czy jakieś leki powodujące nadpobudliwość ktoś mi ukradkiem podaje...

poza tym, rano wstaję ok. 7 i zbiegam do mamy wrzeszcząc jej do ucha: "mama, zrób soczek!", "mama, nie śpaj", "mama, SOCZEK!!!!!!!!!!". mama próbuje mnie zbyć argumentami, że to jeszcze środek nocy i żebym się położył, ale ja tak łatwo nie rezygnuję. jestem twardy negocjator. muszę się trochę nakrzyczeć, ale w końcu osiągam swój cel, bo w sumie - sam przyznaję - ciężko spać w takim warunkach....

sonia za to nie hałasuje - [czasem też hałasuje -> jak jest znudzona samą sobą...] - sonia leży na brzuchu, śpi na brzuchu, ziewa na brzuchu i czyta na brzuchu:
ziew czytam

poniedziałek, czerwca 11, 2007

na chwilkę

"ninio chce do cioci Wywroty"
[ciekawe, kto zgadnie do jakiej cioci Ninio chce pojechać...]

ninio na chwilkę pobawi. [to mój stały tekst]
fraza "na chwilkę" ma swoją magiczną moc sprawczą, gdyż zwykle wiedząc, że nie będę mógł czegos zrobić, wplatam ją w wypowiedź i zjednuję tym samym twarde rodzicielskie serca, tak, że godzą się na: "pójscie do ogródka zamiast spać", "oglądniecie zakazanego produktu typu zegarek, telefon, urządzenie", etc.

jak umyję rączki to dostanę chyba ciasteczko.

sobota, czerwca 09, 2007

marian

bawię się z sonią chciałem koniecznie pobawić się z sonią i wziąć ją na rączki. no i wziąłem. posiedzieliśmy razem na tarasie. sonia dzielnie się trzymała, udało mi się jej nie upuścić, czyli że całkiem zdałem egzamin jako odpowiedzialny brat, co nie powinno nikogo dziwić.

biegam ostatnio dużo na bosaka i rano w salonie nastąpiłem na coś i mi się to coś przykleiło do stópki. więc usiadłem na podłodze i szybko odkleiłem ze stopy owo ciało obce i czem prędzej je skonsumowałem zanim tatus zdążył je przechwycić, bo widziałem, że ma taki zamiar, gdyż głosno postulował, bym wyrzucił to, co miałem w rączce... hehe, byłem szybszy.

wczoraj mateusz pożyczył mi swojego mariana. strasznie fajny jest ten marian, w zasadzie się z nim nie rozstaję, chyba że akurat biorę soniusię na rączki. dzięki Mateusz za pyszną zabawę.
marian mateusza

piątek, czerwca 08, 2007

śpiewam ciągle

gęba mi się nie zamyka. nie oszczędzam się. ciągle śpiewam. i to nie żeby jakoś subtelnie, ale wyję na całe gardło, tak, że wszelkie rozmowy stają się bladym tłem dla moich ekspresji. muszę się jakoś realizować. nikt nie jest w stanie mnie powstrzymać. czasem nawet zdarza mi się zaintonować coś zrozumiałego dla amatorów i zarazem tolerowanego przez ucho muzycznych laików i wtedy da się wyłowić z ambitnej kompozycji moje zaawansowane teksty:
i mama i tata i niniuś i sonia i ludzie.
i ludzie.
i ludzie.

mama i sonia. i tatuś i mama i niniuś.
menemenemene.

dziadek andrzej karmi rybki.
babcia halinka karmi mimi.


zwykle gdy śpiewam, siadam w takim miejscu i w takiej pozycji, by komfortowo grać na bębnach, bo w końcu twórczość musi być kompletna.
jutro, jak będę duży to pójdę do przedszkola muzycznego.

wtorek, czerwca 05, 2007

nowa kumpela

ania i sonia
mamy nową koleżankę, choć w zasadzie to bardziej sonia ma. bo one sobie razem leżą, a ja je muszę zabawiać. bawidamka ze mnie robią... ania jest tylko 5 tygodni młodsza od soni, więc na pewno się solidnie skumplują w jednej klasie w jednym liceum...
jednak z tym smokiem to sonia wygląda trefnie, zupełnie jak jakiś dzidziuś:
też ania i też sonia
muszę trochę popracować nad imidżem siostry, bo się zupełnie nie potrafi sprzedać.

poniedziałek, czerwca 04, 2007

rzekło się

pozuję do zdjęciadziś stwierdziłem, że "ja już muszę iść do pracy".
a na mamusi zapytanie, co będę robić, odrzekłem: "gotuję ziemniaczki w pracy".

kiedy soniusia popłakuje w aucie, zawsze jej mówię: "Sonia, nie płacz. wszystko jest dobrze. nie płacz...", a kiedy ona nie przestaje, wtedy na nią krzyczę: "SONIA, NIE PŁACZ!!!!!!!!!!". ale zwykle ona dalej płacze... jakos nie skutkuje moje subtelne napominanie siostrzyczki.

"za chwilkę, za minutki, Sonia będzie duża i będę bawił z Sonią"

wyjątkowo lubię telefony. kiedy tylko mam okazję, odbywam rozmowę z kim się da...:
- "halo. mamusia?"
-"nic"
-"nic"
-"nic"
-"nic"
-"nic"

ludziki

soniusia gada i gada, bo ma do kogo. ma swoje ludziki. ja do tych ludzików też swego czasu się nagadałem. muszą być mądre i zabawne...
sonia gada do swoich ludzików

kaczki



a jak tatuś się zwlókł, to pojechaliśmy do parku i kaczki do mnie przyszedły.
mamusia dalej chrorowała i kazałem jej zostać w domku.

niedziela, czerwca 03, 2007

ciocia i my

mamusia zachorowała, tatuś padł i musiała zająć się nami ciocia Ola.
budowałem z ciocią garaż z klocków, a potem poszliśmy na lody [czyt. wafelka].
ciocia Ola i my

sobota, czerwca 02, 2007

londek

sonia z mamą w parku w bromley mama i tata i sonia wyjechali na koncert zespołu, o którym nikt nie słyszał, ale musi być sławny, skoro grali na Wembley Arena. Ja w sumie wolę Nirvanę od Dave Matthews Band, gdyż ich mam MTV Unplugged, a DMB nie... może cos się zmieni w tej materii.

zostałem sam na włosciach. miałem się znakomicie. cieszę się, że nie musiałem znosić szescioipółgodzinnego opóźnienia wylotu ze strachowic (lotnisko - jak każdy wie - z wysoce zaawansowaną infrastrukturą!!), z totalnym zignorowaniem pasażerów i ich potrzeb (napoje, posiłki, INFORMACJA - po co w sumie?),sonia z helusią ja smacznie sobie spałem, a moja rodzina koczowała pół nocy w hali odlotów. chyba już nigdy nie polecimy centralwings (czyli nie będę miał tej przyjemnosci...), a i lotnisko gatwick lepiej omijać z daleka w sezonie wakacyjnym (ponadgodzinna kilometrowa kolejka ciągnąca się przez całe lotnisko do Security, żeby wejsć do strefy wylotów...). jedno jest pewne: gdybym ja uczestniczył w tej ekstremalnej wyprawie do Londynu, oba lotniska Strachowice i Gatwick byłyby stratne, gdyż moja energia zostałaby należycie wykorzystana przez mą skromną osobę... sonia - dla kontrastu - spisała się znakomicie i nie dała rodzicom powodów do narzekań, ani nie naraziła ich na straty materialne. dobra i dzielna malutka sonia.

moje podsumowanie wyjazdu rodziny do UK:
fajnie, że kupiliście nowe majteczki.