maddox

czyli jakiego imienia nie mozna w Polsce zarejestrowac

poniedziałek, stycznia 24, 2011

frankowe urodziny w muzeum

Franek ma już 5 lat, co świętowaliśmy razem z nim w naszym ulubionym muzeum. było rycersko i książęco. było super. moje olstra niekoniecznie pasowały, podążając ściśle za koncepcją średniowiecznego rycerza, ale jestem dość alternatywny, stąd wybory, jakich dokonuję.

sonia w piżamie :)

soniutka, antek i tosia

księżniczki i rycerze

rycerze w muzeum
Franek, lat 5

sobota, stycznia 22, 2011

ślub kukuryku

państwo młodzi
miało miejsce wielkie wydarzenie, którego ja i sonia nie byliśmy naocznymi świadkami, lecz za sprawą technologii cyfrowej - niemalże naocznymi...
ciocia Ola wzięła ślub i wyglądała jak piękna baletnica, choć nie różowa - ale można jej wybaczyć :)

ciocia ola i mama

mama, tata i wichura

agunia i mama

poniedziałek, stycznia 17, 2011

weekend poza domem

mieliśmy z soniutką fantastyczny weekend poza domem. w piątek już pojechaliśmy wcześnie po przedszkolu na wieś do dziadka Jurka i cioci Eli. gościli nas przez 3 dni, żywili [a okazaliśmy się potwornymi żarłokami - strzeżcie się nas wszyscy, którzy pragniecie nas gościć!!], poili [pijemy adekwatnie również], zabawiali [tu różnie bywa, w zależności od nastroju, ale humory dopisywały, więc bawiliśmy się pysznie].
bazyl obserwował sonię, której geny gadulstwa dominują aktualnie wszystko. skąd te geny jeno? może z australii, od ciotki kangurowej? ciekawa sprawa.

leśne głupki



z rodzicami u przyjaciół czytaliśmy strasznie fajną książkę. graliśmy też w strasznie fajne gry. w ogóle chcieliśmy z sonią zostać u nich na noc, ale jednak nie zostaliśmy.

środa, stycznia 12, 2011

koncertuję

prezentowaliśmy dzisiaj dla szerszej publiczności nasze talenta. udało mi się przedstawić i zapowiedzieć przed występem, gdyż to zwykle sprawia mi najwięcej problemów. a potem to już tylko recital z odpowiednią ekspresją :) do tego artystyczny wygląd i jest dobrze :-)) publiczność okazała się aktywna, artyści to lubią.
wczoraj występowaliśmy całą naszą grupą przedszkolną w domu dla starszych ludzi, gdzie przedstawialiśmy jasełka, tak skrupulatnie wyćwiczone i prezentowane rodzicom przed świętami. musiałem głośno mówić, choć się wstydziłem, ale wiedziałem, że starsi ludzi gorzej słyszą, więc nie mogłem mówić cicho. bardzo się podobało. a my się super spisaliśmy.

gram

widownia młodsza

widownia starsza

oko

tata uważa, że grałem najlepiej ze wszystkich dzieci :)
ja się cieszę, że grałem z pamięci, bo to czytanie z nut strasznie nudne!

dumne mamy

a po koncercie poszliśmy całą bandą na LODY w nagrodę: ja [i Sonia], Filip, Hania Rupo, Hania i Krzychu, Ala i Gosia, Kinga i Martynka. po szybkim skonsumowaniu lodów poszliśmy na plac zabaw znajdujący się w bliskim sąsiedztwie lodziarni... ja wiem, ta druga nagroda była dlatego, że rodzice chcieli sobie spokojnie porozmawiać :-) więc to była nagroda dla rodziców za ciężką pracę opiekuńczo-wychowawczą. ale w sumie, my też się dobrze bawiliśmy...

poniedziałek, stycznia 10, 2011

drrrrrrrrrrrrr..............

jest 20:30.
śpię.
sonia śpi.
mama siedzi na dole w pokoju.
dzwoni budzik. dzwoni długo i okrutnie.
drrrrrrrrrrrrrrrrrrrrrrrrrrrrrrrrrrrrrrrrrrrrrrrrrrrrrrrrrrrrrrrrrrrrrr.......
mama myśli, że to u sąsiadów, którzy głusi i nie słyszą, że im budzik dzwoni.
po minucie, dwóch, trzech, budzik wciąż dzwoni...
mama się dziwi, że sąsiedzi go nie wyłączą...
instynkt każe mamie wstać i pójść na górę, by zrobić nasłuch...
na drugim piętrze okazuje się, że budzik przeraźliwie dzwoni u mnie w pokoju, nad moim uchem.
ja słodko śpię...
sonia słodko śpi...
mama chwyta potwora i blokuje hałas.
będziemy chętnie zrywać się do szkoły na dźwięk budzika :-)

czwartek, stycznia 06, 2011

3 króli

świętujemy.
sonia idzie w ślady taty:

a ja przeżywam katusze:

reminiscencje grudniowe

braliśmy udział z sonią w konkursie jednego wiersza, do którego trzeba było troszkę poćwiczyć. nasza próba generalna wyglądała następująco:







wniosek nasuwa się sam: konkursowy występ musiał nam pójść znakomicie ;) 

korona


korona niewątpliwie jest od dawien dawna atrybutem soni. chodzi w niej do przedszkola, chodzi w niej do kościoła, chodzi również do lekarza. chyba nie dziwi to nikogo, kto choć trochę zna sonię. wczoraj u laryngologa przygłucha sonia robiła badanie endoskopowe swojej korony. skoro wnętrze soni uszu mogło pojawić się na ekranie, to dlaczegóż by wielkie zbliżenie korony i jej klejnotów nie miało również. z kolei na tympanometrii, kiedy pan zapytał o nazwisko, które mama uczciwie podała, sonia nie omieszkała panu przeliterować swojego imienia "S-O-N-I-A"... pan się ubawił...

nowy rok nowa kariera


karierę nową rozpocząłem. idzie mi znakomicie, za sprawą moich łyżew, które same mnie niosą w świat, za sprawą ochraniaczy, które chronią łokcie, kolana, nadgarstki... zabrakło tylko ochraniacza na pupę... a ta cokolwiek obolała. uczy mnie tata, który jest moim bohaterem. chcę jeździć jak tata, szybko jak błyskawica.
w nauce pomaga nam kij [sic!], którego się z Filipem trzymamy i pędzimy za tatą Filipa i nasze małe nóżki przebierają prędziutko raz-dwa. soniutka do tej pory podziwiała mnie zza bandy, jeno wczoraj sama zaczęła jeździć, co sprowadziło się za pierwszym razem do opanowania stania na lodzie. sonia była przeszczęśliwa, że po godzinie jeżdżenia nauczyła się sama STAĆ na lodzie!! mały sukces rodzi wielki sukces. może piękna baletnica zostanie piękną łyżwiareczką ;-)