maddox

czyli jakiego imienia nie mozna w Polsce zarejestrowac

środa, października 31, 2007

soniucha klucha

niecałe 7 minut zajmuje soniutce wejscie na 1 piętro. ja mam zdecydowanie lepsze osiągi. no, ale może się soniutka wyrobi. jest nadzieja.


trochę więcej zajmuje jej wejscie na 2 piętro. ale to w końcu nasze pokoje, więc pędzi do nas ile sił w nogach.


morda w ziemi wiedzą się człowiek karmi, więc soniucha zjada książki i ziemię. tylko, czemu ziemię? cóż można z niej wyciągnąć? może ktos zna odpowiedź na to trudne pytanie. ja jeszcze nie znam, choć na wiele pytań znam.






taki domek w pufie ja sobie zrobilem w pufie domek, ale sonia się do mnie przykolegowala...

wtorek, października 30, 2007

aktualne zajęcia

sonia, do góry! bieżąco zajmuję się niezmiennie i wbrew woli rodziców podnoszeniem soniutki. czasem trzeba ją uchronić przed zjedzeniem kolejnej porcji ziemi z donicy, czasem trzeba siebie uchronić przed jej atakiem na moje zabawki, a czasem trzeba ją ustawić do zdjęcia, co miało miejsce w tym przypadku. stawiała opór. bezskutecznie.






poza tym, jestem wesołym chłopcem, który atrakcyjnie i rozrywkowo spędza czas z ukochaną soniutką: bawimy się, rzucam jej zabawki, śpiewam jej, mówię, co wolno, a czego nie wolno (wspaniała rola mi się trafiła). w sumie to lubię moją soniutkę niezmiernie.

a w sobotę byliśmy na pikniku w przedszkolu, gdzie odbyło się również pasowanie maluchów na przedszkolaków... wszystkie dzieci z poszczególnych grup występowały, śpiewały, choreografowały się. kiedy przyszła pora na naszą grupę maluchów, to jedno dziecko zostało w ławce i nie miało najmniejszych zamiarów wyjść i robić z siebie pajaca.. ja byłem tym dzieckiem. siarę zrobiłem rodzicom... zawiodłem ich do szpiku kości... ale po występach były różne inne atrakcje na pikniku. i robiłem drzewko szczęścia z jarzębiny, liści i kamienia, robiłem pizzę, prałem ubranka i jadłem ciacha, jak widać poniżej: oto fotografia z moją ukochaną panią Iwonką:
z panią Iwonką na pikniku

"co to jest wleś?"
spytałem mamusię dzisiej rano, jakem jadł śniadanie i symultanicznie czytałem książkę o zwierzątkach, no i dostrzegłem wodę (strumień) i spytałem, gdzie on jest i mama powiedziała, że w lesie...

wtorek, października 16, 2007

weekend u cioci

byłem u cioci Oli na weekend i pysznie się bawiliśmy. trochę też niestety spacerowaliśmy po centrum miasta, gdyż ciocia zabrała mnie na przeraźliwie długi spacer. ale wszystko, co w interiorze było wspaniałe. i w sobotę o 6:30 rano oznajmiłem ciocia: "ciocia, ja już się wyspałem". normalne.
ciocia musiała wstać i organizować mi życie :-)
no, trzeba podkurzać
a kuku z szafy
trochu kurzu na tej budowie

czwartek, października 11, 2007

bunt

po powrocie z przedszkola, ogłosiłem "bunt na pokładzie! bunt na pokładzie!" [choć w sumie nie wiem, co to jest BUNT, ale jakie to ma znaczenie. większość ludzi używa słów, których znaczenia nie rozumie] i nuciłem sobie wesoło: "bum cyk cyk ... bum cyk cyk..." i nie wiedziałem, co było dalej...

"nie łobuzujemy, sonia!"
"sonia, ty sobie żartujesz"
"sonia, jesteś niegrzeczna. nie możesz się ze mną bawić"

"soni buciczek" się (r)ozwala - sonia tyle łazi, że już buty schodziła....

drukuję z tatusiem na drukarce różne kartki i informuję go, jak organizacyjnie to widzę : "a ja tu będę stoić"

piekę ciasteczka z mamusią: sypię mąkę, wałkuję, wykrajam i kładę na blachę, irytuję się, że tak się długo pieką, marudzę mamie, że już chcę, no i w końcu konsumuję!!

kąpię z mamusią sonię: zawsze zaczynam od umycia jej główki, czyli szybkiego wylania wody za pomocą foremki do piasku [w końcu mycie główki to najgorsze doświadczenie każdego dziecka, więc niech i sonia ma!], a potem ją polewam wodą, czyli kontynuuję mycie: po główce jest pora na plecyki. a potem się nudzę i zaczynam coś demolować w łazience... i mama mnie przegania.

wtorek, października 09, 2007

śmichy-chichy

pod łopatą zęby dwa macha się do tatusia
owacje dla tatusia popisowe wygięcie kręgosłupa do tyłu, kwalifikujące dziewczę do grupy akrobatycznej
sonia robi miny do tatusia, który robi miny do niej - no, ale tego nie widać. pech.
jednak można sobie wyobrazić, jeśli dysponuje się minimalną dozą wyobraźni.

a gdy leżenie i wygłupy jej się znudziły [po ok. 3 minutach], powlokła się do kuchni, żeby postać przy stołeczku, przy którym JA zwykłem dokonywać konsumpcji na produktach spożywczych, a ona wystaje, zatem jego przynależność jest bliżej nieokreślona, choć dla mnie oczywista: ja na stołeczku siedzę i jem, a ona jeno sterczy przy nim i suszy zęby [słownie: dwa].
stoi i się gapi

poniedziałek, października 08, 2007

alieny

alien na alienie
w naszej rodzinie są alieny. jestem przerażony. i zatroskany o przyszłosć. przecież te miny mówią same za siebie.

grzywa że hej oooo, I'm an alien. I'm a legal alien. I'm an Englishman in NewYork.
i do tego alieny grają na gitarze. na MOJEJ gitarze. co prawda nikt jej nie wypucował, stąd jakies okrutne ślady brudnych paluchów widać odciśnięte (z pewnością nie moje; ja dbam o czystość jak należy, to na pewno sonia ruszała mój instrument, będę musiał z nią poważnie porozmawiać).

niedziela, października 07, 2007

pitza

wczoraj robiłem z ciocią pitze. najpierw ciasto wyrabialismy, potem nakładałem sos, a potem na sos różne różnosci, wedle uznania. mniam-mniam. dobra była ta pitza i świetny ze mnie kucharz. być może, jesli kariery nie zrobię jako muzyk albo ten tenisista, to pójdę do makdonaldu. tam mnie docenią.
w trakcie robienia, sporo wyjadłem tego jedzonka (kiełbaska, szyneczka, serek, sos...) cioci gały wychodziły, że tyle jem. w sumie kucharz musi dobrze wyglądać!
robię pitze

stolat dla mamy

mama dzisiaj ma stolat. ciągle to śpiewam, no to dziś nie zaśpiewałem. jeszcze by mi się znudziło.
wczoraj dla mamusi zbudowałem z klocków stolat, z palmą na szczycie - imponująca konstrukcja - i kazałem mamusi zjeść. zjadła.

czwartek, października 04, 2007

stojak

stoi i stoi sonia pełza. sonia wstaje. sonia chodzi po schodach. sonia schodzi ze schodka. co za niepoprawna dziewczynka. lepiej by poszydełkowala albo zrobiła słoiki na zime.







stoi wciąż przywlokłem dżumę z przedszkola i sonia ma zapalenie oskrzeli [a mama jeszcze gorzej]. mój kaszelek i katarek też są imponujące, ale ja tam chodzę codziennie do przedszkola i jest fajnie i śpiewamy: "JA-HOJ!!!" [bo mamy taką szantową grupę] i są piraci. względnie pojawia się też wersja autorska: "ŁA-HOJ!!!".



no stoi ale choroba nie jest przeszkodą dla soni, by łazić, jak też bawić się klockami... w sumie to jej klocki [zoo], ale trochę sobie przywłaszczam... choć sonia walczy dzielnie o swoje. przyłazi i rozwala moje dzieła... mam już swoje metody, jak ochronić dzieła, zwykle szybkim ruchem przestawiam sonię tak, by znalazła się w bezpiecznej odległosci. mama i tata nie pozwalają mi podnosić soni, ale ciągle to robię, bo przecież nie mogę dopuścić do strat w budowlach. czasem wybieram JEDEN klocek i daję go soni: "masz sonia klocek", przez co rozumiem, że już się podzieliłem z sonią jej klockami i że ma sobie pójść. ona jednak zwykle wraca...

nie tylko sonia lubi swoje zoo, tata też lubi. ale tacie pozwalam się bawić klockami soni, bo tata fajne rzeczy ze mną buduje, a nie rozwala jak ten mały rozwalak.bawimy się klockami

pięknisie

mnie tam nie było. nie zabrali mnie. chyba się mnie wstydzą. sonix za to był i się wdzięczył - jak zwykle - do wszystkich. byli też Państwo Młodzi [już nie tacy młodzi - hehe], też się wdzięczyli. musiało być fajnie... ja - za to - spędzałem czas na wsi u dziadka. wywieźli mnie. pewnie dziadek mi zrobił jakieś foty, chyba że zapomniał. wtedy wielka strata - nie ma nowych fotosów. trudno, przyjdzie mi jeszcze robić karierę medialną, a wówczas zaleję świat swoim wizerukiem. ot co.

sonix z mamą i ciocią Olą
sonia w ramionach mamy
ciocia Ola i sonix
a to ci Młodzi: Machoni i Julek

PS. aha, to się działo 22 września; nie, żeby wczoraj.

poniedziałek, października 01, 2007

poranek

szykuję się do przedszkola:
stoleczku nakryj się! no, trzeba jakos wyglądać