maddox

czyli jakiego imienia nie mozna w Polsce zarejestrowac

piątek, lipca 30, 2010

i minął kolejny tydzień

i jestem już przetestowanym żeglarzem. wicher nie jest mi groźny, wzburzona fala mi nie straszna. żywioł - to lubię!
pieśń,która nie schodzi mi z ust: "ciepła krew poleje się strugami, wygra ten, kto utrzyma ship!!!!" sonia zawodzi ze mną, całkiem to zaskakująco brzmi w ustach małego aniołka z blond puklami... ale natura wychodzi na jaw :-)

sobota, lipca 24, 2010

i minął tydzień

wtorek, lipca 20, 2010

żeglarskie półkolonie

jakeśmy wrócili do domu z domku wakacyjnego, czyli z gór, to jeździmy teraz na przystań na żeglarskie półkolonie dla przedszkolaków. strasznie fajnie spędzamy czas, pływamy na łódkach i motorówkach, bawimy się na placu zabaw, śpiewamy szanty i zajadamy się nogami ośmiornicy na podwieczorek. co prawda ja mam alergię na nogi ośmiornicy, ale mogę jeść nogi ptaka - mniam. i na śniadanie jadłem kanapki z szynką, bo sera nie mogę.
pysznie się bawimy, jest bardzo śmiesznie i wesoło. ja wczoraj dwa razy byłem niegrzeczny, więc nie poszedłem na bezludną wyspę, bo na bezludną wyspę idzie się jak się trzy razy jest nieposłusznym. więc sobie wyliczyłem, że dwa razy to mogę.
sprytne, wiem.
sonia ma swoje maluchy i też pływała na motorówce, bo na żaglówce nie chciała.
i spała całe 10 min., a potem oznajmiła, że ona już się wyspała... taaaa, wyspała...

ahoj przygodo!

poniedziałek, lipca 19, 2010

Urlaub

byliśmy na wakacjach w górach na ekologicznej farmie, gdzie karmiliśmy ekologiczne owieczki i barany, gadaliśmy z ekologicznymi konikami, chodziliśmy na ekologiczne spacery do lasu oraz na łąkę, gdzie wspinaliśmy się na ekologiczne bele siana. aha, poznaliśmy historię bezzębnego psa zuzi, którą ekologiczny konik pozbawił uzębienia poprzez ekologiczne kopnięcie -> sonia umie świetnie demonstrować, jak zuzia straciła zęby.
ponadto jeździliśmy tramwajem [czyli wagonikami kolejki wysokogórskiej w czeskiej miejscowości Janské Lázně, gdzie wjeżdżaliśmy na Czarną Horę]. trochę się z soniutką baliśmy, ale daliśmy radę w objęciach rodziców.
trzeba przyznać, że byłem bardzo uważny w kontrolowaniu, w jakim kraju się bieżąco znajdujemy i jakim językiem mówią ludzie wokół, w jakim rozmawiamy z kelnerem i jak to jest możliwe, że rodzice rozumieją pana, który mówi do nich po czesku]. ja nic nie rozumiałem! dlatego mówiłem do niego po angielsku!
najlepsze jedzenie było tam, gdzie trampolina, dlatego ciągle tam musieliśmy jeździć. mama i tata pili prawdziwe kapuczino, nie z proszku, nie z bitą śmietaną, nie robuste... tylko prawdziwe i smakowe. ja zajadałem się bułką z polewą [knedliki z gulaszem] a sonia kulkami z bitą śmietaną [knedle z jagodami]. mama i tata też się zajadali. ale nie skakali z nami na trampolinie...
ja w ogóle dużo jadłem i ciągle byłem głodny. robiliśmy sobie z sonią sami kanapki i rano wybiegaliśmy z domu na polowanie przygód, choć sonia zwykle kanapki robiła na kolacje a na śniadanie chodziła po ludziach, bo wolała....

piątek, lipca 02, 2010

tata lata mama biega




tata lata wysoko [kilka km], mama biega daleko [30 km]





zdjęcia mamy: Sławomir Wiśniewski galeria