maddox

czyli jakiego imienia nie mozna w Polsce zarejestrowac

piątek, kwietnia 30, 2010

taras

mamy piękną pogodę, mamy piękny nowy taras od wczoraj i pięknie się razem bawimy.
w ogóle jesteśmy piękni!
sonia mi czyta książkę:


wtorek, kwietnia 27, 2010

muzeum

jesteśmy dziećmi edukowanymi (żeby nie było) i naszą edukację odbywamy również w muzeum narodowym, które nazywamy "naszym muzeum". szukamy zaczarowanej księżniczki, odkrywamy prawdy o rycerzach, a także szukamy pirackim skarbów i znajdujemy je w jednej z sal pod obrazem. znaleźliśmy skrzynkę z prawdziwymi skarbami, którymi były przyprawy z różnych stron świata i je wąchaliśmy i zgadywaliśmy, co to za przyprawy. smakowita zabawa!
zdjęcia są kiepskiej jakości, gdyż mama zapomniała kolejny raz aparatu...


poniedziałek, kwietnia 19, 2010

kayaki

pływaliśmy na kajakach i szukaliśmy rekinów. sonia widziała kilka rekinów, w tym jednego różowego ;-) do tego wiele kolorowych ryb, pomarańczowych i innych. a to wszystko w widawie ->> rzeczka niedaleko nas, ale dalej niż nasza odra.

wtorek, kwietnia 06, 2010

jaś i małgosia

dzieci wybrały się do lasu na spacerek. wędrowały wesoło leśnymi dróżkami, aż napotkały ciekawą konstrukcję architektoniczną, którą była chatka baby jagi i baba jaga dzieci zjadła... smakowite kąski, aż miło popatrzeć:



jednak po krótkiej konfrontacji z jasiem i małgosią, baba jaga zaniepokoiła się osobliwymi zachowaniami dzieciaczków i zrezygnowała z ich konsumpcji na rzecz wypuszczenia ich wolno, by mogły straszyć dzikie zwierzęta w puszczy, co robią po dziś dzień...

mama! tata lata



zdarzyło się tatusiowi odlecieć w przestworza...
niektórzy mają skrzydła z piór, a inni z materiału...
jak tata poleciał, to ja biegłem przez pół stoku w dół i krzyczałem: "tata, tata, tatusiu....", a sonia piszczała: "pi, pi, pi...." jak tata znikał za laskiem... i usiadła w połowie stoku i tylko patrzyła z tęsknotą...

WIELKA-noc

i była wielkanoc. i byliśmy w górach. i polowaliśmy na jajka wg staropolskiej tradycji naszych praprzodków zza oceanu.






udało nam się znaleźć prezenciki od zajączka i wspólnie je potem konsumowaliśmy na ławeczce w słoneczku. i nawet alergia się nie liczyła w tej chwili...



należy zwrócić uwagę na nieprzeciętne akcesoria będące w posiadaniu soniusi, która doczekała się aktu miłosierdzia ze strony przyjaciół, którzy to przyjaciele [antek i leon pod dowództwem wujka wojtka] zlitowali się nad ubogą-niebogą żebrzącą o OKULARY, będącą jednak konsekwentnie ignorowaną przez swych rodzicieli. jednak przyjaciele to przyjaciele ->> zapewnili pokój niespokojnej duszyczce i soniusia od tej chwili, gdy dostała okulary w swe posiadanie, może się z nimi nie rozstawać... literalnie NIE rozstawać. co za szczęście... teraz tylko ja jestem jedyny w naszej rodzinie, który nie ma okularów! pfff.

w krajobrazie zarysowaywali się pensjonariusze oddychający na bujanej ławeczce:


można też było spotkać piechurów dzielnie przemierzających górskie czarne szlaki.



był też dziki zwierz, który nas próbował atakować, ale poradziliśmy sobie ze zwierzem. teraz ozdabia wypchany nasze salony.