maddox

czyli jakiego imienia nie mozna w Polsce zarejestrowac

poniedziałek, lutego 27, 2006

London wg małego chłopca

museum of natural history: T-rex akwarium: rekiny i plaszczki
science museum science museum
science museum harrods: the devil wears prada

London wg mamy

St. Paul taki ciekawy budynek w city
okolice Harrodsa cudne chmury nad tamizą
Ola i kotek

London wg taty

tower bridge victoria & albert
tower bridge
może być fajne autko
big ben autobusy nocą
fajny biurowiec

sobota, lutego 25, 2006

wróciłem do ojczyzny

jednak wróciłem. jednak do rzeźni się nie zaciągnąłem. opiszę Wam wkrótce, jak brytyjsko było w London, UK.

środa, lutego 15, 2006

London U.K.

lecę dzis do Londynu. nie jest to może Nowy Jork czy Paryż, ale zawsze stary poczciwy Londyn (nie Lądek!).
limit bagażu jest dosłownie nieludzki [tanie linie], stąd muszę się ograniczyć w doborze garderoby jak i innych niezbędnych rzeczy (kosmetyki, jedzenie, pieluchy). tak naprawdę, to mi w ogóle nie przysługuje żaden bagaż (skandal!!!). liczę jednak, że kochający rodzice udostępnią mi trochę przestrzeni w swoich walizkach.
był plan, żeby zabrać taki specjalny profesjonalny plecak do noszenia mnie - pożyczylismy od Wiktora - ale jest za ciężki i za duży i nie zmiesci się do walizki, a na pokład musimy wziąć wózek. tak więc nici we zwiedzania Londynu z wysokosci dorosłego człowieka. dalej pozostaje mi grzebanie w rynsztoku i zabawa z ulicznymi szczurami.

poniedziałek, lutego 13, 2006

jarek

zasługuje na osobną notkę. jarek to mój nowy przyjaciel. dostałem jarka na balu, gdyż każde dziecko dostało prezent. jarek jest drewniany i ma własny kij. ma też takie smieszne łapki, co plaskają jak jarek jedzie (albo idzie - w zależnosci od tempa, jakie mu narzucę). lubię jarka i wyprowadzamy go z tatą na spacery. jest wesoło z tym jarkiem.
ja i jarektata wyprowadza jarka

bal

niech żyje.
byłem wczoraj na pierwszym w moim życiu balu; być może - zarazem - i ostatnim, sądząc po moim zaangażowaniu w balowe aktywnosci. wyróżniałem się z grupy moich rówiesników, gdyż większosc czasu spędziłem przy pani przebranej za clowna, która obsługiwała sprzęt muzyczny. stałem pod kolumną wyższej techniki i pokazywałem na te pokrętełka i przyciski i pani brała mnie co chwilę na ręce i demonstrowała ów sprzęt. pyszna zabawa.
drugą częsc czasu spędziłem w kąciku z drewnianymi klockami/ koralikami, które nakłada się na drewniane patyczki. sam jeden tam poszedłem - jak odkryłem ten raj, to przepadłem na długo...
jedynie zabawy ruchowe mnie wciągnęły: tor przeszkód z wielkich kolorowych klocków był doprawdy inspirujący, zas basen z kulkami spodobał mi się od razu, dlugo zanim znalazły się w nim kulki: w końcu to wspinaczka po scianie basenu to jest dopiero cos(podciąganie się i przerzucanie nóg; raz z jednej strony, raz z drugiej). kulki tylko na chwilę stanowiły atrakcję, bo w końcu takie kulki to nudne są. ale wspinaczka na sciance niczego sobie...

piątek, lutego 10, 2006

ranek


wstydzę się ale smichu
bo jak rano wstaję, to tak trochę wyglądam. taki nieuczesany, niezdecydowany, trochę ekscentryczny, zwariowany... taki już jestem.
no i siusiu mi się chce, więc pokazuję mamie na pieluszkę, że trzeba isc na foczkę. idę i robię i foczka mi gra Happy Birthday. w sumie nie mam dzis urodzin, ale może foczka ma.

czwartek, lutego 09, 2006

nocna seria

dobranoc:
tak na boczku smacznie...w oczka mi swiecąto się obróciłem

środa, lutego 08, 2006

podłoga

to moje podstawowe miejsce pracy. nie ma się co czarować. ale wszyscy zniżają się do mojego poziomu. nie mają wyjscia.

na fotografii wkładam mój kubeczek z soczkiem do wyciskacza do cytryn (moja prawie najswieższa zabawka), który z kolei zainstalowałem we wiaderku, które całkiem fajnie nosi się za uchwyt, w srodku transportując różne różnosci. po lewej rozposciera się ciastolinka oraz drugi element z wyciskacza do cytryn. trzeci z elementów - koloru pomarańczowego - leży za wiaderkiem. umiem całkiem sprawnie składać wszystkie trzy elementy.

paluszki z podłogi smakują lepiej niż te ze stołu bądź z ręki. umiem moimi chwytnymi paluszkami pozbierać wszelaką drobnicę, którą wczesniej niespecjalnie rozsypuję. dzis też dodatkowo, ale i celowo, rozdeptywałem zrzucone paluszki.

wtorek, lutego 07, 2006

lubię ostatnio

ostatnio (od soboty) całe dnie zajmuje mnie ciastolina. ciastolina jest miękka, kolorowa, elastyczna i bezpieczna. chyba, że się ją je. ja nie jem, bo nie smakuje (próbowałem). lepimy z ciastoliny koniki, prosiaczki, owieczki i inne egzotyczne zwierzątka. a ja potem je przypadkiem rozdeptuję na podłodze albo wgniatam w scianę w przedpokoju. ale wtedy mama mówi, że nie wolno.
mam też od jakiegos czasu taki nawyk: chwytam każdego za rękę (od mamy/taty przez nianię do każdego goscia) i ciągnę tam, gdzie akurat chcę, by się znalazł. i zwykle wszyscy potulnie poddają się mojemu przejmowaniu inicjatywy. nawet jak nie chcą, to im głupio odmówić, bo jestem takim słodkim aniołkiem. ha. i ciągnę ich i potem sciągam na podłogę i każę siadać i się ze mną bawić. no i się bawią. fajnie jest. budują z klocków - ja rozwalam, lepią - ja rozgniatam, wkładają - ja rozrzucam. jest interakcja. tak nowoczesnie.
ale i tak najbardziej ze wszystkich zabawek lubię srebrną sokowirówkę , czarny ekspres cisnieniowy z lampeczką kontrolną oraz termomix. i jak na złosc wszystkie stoją obok siebie na blacie, wysoko na blacie. zdarza mi się jednak wystarać względy u taty lub mamy i wtedy mogę obsługiwać którys ze sprzętów, bądź też - to częsciej jednak - obserwować ich pracę. fascynujące. porywające. inspirujące też.

sobota, lutego 04, 2006

tak było...

tydzien temu:

  • odwiedzilismy zbiorowo malutką Antosię, która faktycznie jest malutka. ja to nigdy nie bylem taki malutki. Antosia to ta kulka różowo-niebieska (sam ledwo dostrzeglem...),a ja to ten zakamuflowany obok czerwonej gwiazdy:-)

  • bawilem się z Jagną, co nasi rodzice przyjmowali z aplauzem, choć trzeba przyznać, że wyglądamy nudno i nieciekawie i nie ma w nas pasji... nie ma pasji... ale bawimy się politycznie poprawnymi zabawkami:

  • robilem też ćwiczenia fizyczne - wiecie już, że lubię aktywnosci na wysokosciach. ciocia mi pomogla, zna mnie: