dzisiaj pojechalismy z mamusią do centrum. ale nie do centrum handlowego czy też centrum miasta, jak ktos mógłby przypuszczać... nie! pojechalismy do centrum chorób serca, żeby zrobić mi kontrolę po zabiegu rok temu.
najpierw trzeba było okrutnie długo wyczekiwać w poczekalni na naszą kolejkę. kiedy inne dzieci piły gorącą czekoladę, ja cierpliwie bawiłem się moją wołgą oraz cierpliwie uciekałem mamusi do holu, bo zawsze fajnie jest uciekać. wiadomo.
jak już doczekałem swojej kolejki, to byłem nieźle zakręcony i rozbrykany. ileż można
przesiedzieć w nudnej poczekalni...
pani doktor mnie zbadała i oglądalismy fajną bajkę na ekranie monitora: moje serduszko :-)) i wołałem: "bajka, bajka". no bo to była bajka o jednym małym serduszku, które jest już całkiem zdrowe i następną kontrolę ma mieć za kilka lat, jak pójdzie do szkoły. bo kiedys pójdzie...
jak już zszedłem z kozetki, pani doktor wypisywała papiery, a ja co zrobiłem? wyłączyłem jej tą wielką maszynę, do której był podłączony monitor... usg chyba się nazywa... i byłem wielce rad, że takiego psikusa poczyniłem... mamusia była mniej rada... no i nie pozwoliła mi maszyny włączyć na powrót. pfff.