dawno temu, bo w lutym tego roku, zapisałem się na bieg szlakiem wygasłych wulkanów. przejeżdżaliśmy wówczas przez Złotoryję i miałem możliwość zobaczenia filmu z tego wydarzenia i ogromnie zapragnąłem wziąć w nim udział. jak zobaczyłem to błoto, tą rzekę, te stogi siana, te opony - oczy mi się zaświeciły. od razu chciałem wziąć w tym udział. sonia - natomiast - na perspektywę czołgania w błocie tudzież moczenia nóg odmówiła udziału w biegu przedszkolaka. ALE JA CIERPLIWIE CZEKAŁAM.
minęło kilka miesięcy i się doczekałam. co więcej, Wulkany wygrały bitwę z Bobolandią, do której zostałem zaproszony przez mojego kolegę z klasy Patryka na jego urodziny... miałem dylemat, co wybrać, moje długo wyczekiwane Wulkany czy Bobolandię...
wybrałem przygody! [co bardzo ucieszyło mamę, że jednak duch sportowo-przygodowy wygrał z nędzną miejską rozrywką].
nie mogłem się doczekać soboty i mojego biegu! wstałem o świcie, żeby nie zaspać, wszystko przygotowałem i pojechaliśmy. pogoda jak marzenie. przygody czas zacząć.
na początku rozgrzewka indywidualna:
 |
rozgrzewka |
 |
rozgrzewka indywidualna
potem rozgrzewka całej grupy, tuż przed startem:
 |
rozgrzewka grupowa
bieg się rozpoczął i droga przez rzekę:
 |
przez rzekę |
|
|
 |
brodzę w wartkiej rzece |
Tu już zostało mi kilkadziesiąt metrów do mety. jestem trochę obłocony, ale szczęśliwy:
 |
dobiegam do mety |
 |
zaraz meta |
Pełen rozwagi, głębokich przeżyć oraz zadumy nad życiem, stoję z medalem na szyi:
 |
medalista |
Bufet owocowy na koniec:
 |
po biegu |
A w domu, w nowej koszulce z biegu, z medalem, którego nie zdejmuję z szyi, koniecznie ze świnkami, pozuję do zdjęcia ze szczerym uśmiechem na ustach. fajny był ten bieg, najtrudniej było wbiegać pod górkę, błotko mi się podobało, a rzeka miała bardzo silny nurt.
 |
w koszulce z medalem i świnkami |